Mniej więcej w tym samym czasie co odbudowa domu na działce, przeszłam długotrwałe leczenie boreliozy, poprzez antybiotyki i praktycznie wycieńczenie organizmu, aż do wyzdrowienia dzięki roślinom, wyciągom z ziół i biorezonansie.
Leczenie naturą nabrało dla mnie dodatkowego sensu, a tuż po wyzdrowieniu zaczęłam spotykać w swoim życiu ludzi, którzy pomogli mi “ozdrowić” także moją duszę. Otworzyli mnie na samą Siebie, dzięki czemu stopniowo odkrywałam swoje dary i pozwalałam rozwijać się talentom, które były w uśpieniu, oraz zaczęłam dążyć za Swoją Drogą Duszy.
Czytając to wszystko, wierzysz, że nie ma przypadków?
Dziś dużo czytam o roślinach i wierzeniach ludowych, grzebię też w mojej pamięci i staram się niczego nie upuścić. Zapomniane tradycje zaczynają nabierać głębszego sensu, gdy mam w sobie wiarę i poczucie, że życie w zgodzie z naturą zawsze czyniło świat lepszym, ludzi - zdrowszymi i szczęśliwszymi, nie było chaosu i gonitwy, tylko wiara że “co ma być to będzie”, “słuchanie się serca” i życie tu i teraz.
Moje wiersze także zaczęły nabierać coraz głębszego sensu, przemawiały do mnie od wewnątrz, leczyły mnie…, aż w którymś momencie poczułam i zrozumiałam, że nie są tylko dla mnie. Potrzeba duszy, a może moje powołanie, sprawiły że “muszę” je przekazać Wam, Światu, że jest w nich wartość, którą powinnam się podzielić, a może w końcu mam czego uczyć… ;)